poniedziałek, 2 kwietnia 2012

I love spring.

Po długiej i ponurej zimie przyszła oczekiwana i upragniona wiosna. Dokoła zrobiło się pięknie i (bo) zielono. Mój ulubiony kolor zagościł na świecie i nadzieję w serca wszystkich zaszczepia codziennie.
Dla mnie wiosna, to symbol nadziei i rodzącego się życia. Wtedy też to nieopisane uczucie radości w sercu, gdy w ogrodzie kolejny pąk jabłoni, kolejny tulipan (oby mogły kwitnąć cały rok) i mnóstwo innych wytrwale pielęgnowanych kwiatów budzi się do życia. Wszechobecny śpiew ptaków już od samego poranka po zmierzch. Mnóstwo przekrzykujących się głosów tworzy nieporównywalną do niczego muzykę, tak strasznie przyjemną dla moich uszu.
Trzeba się cieszyć każdym dniem i każdym promykiem słońca, gdyż tu gdzie mieszkam pogoda jest nieprzewidywalna. Dlatego w piękne słoneczne dni, których dane nam było przeżyć ostatnio kilka witaliśmy Panią Wiosnę ogrodowo-grillowo-spacerowo.







A dziś już niestety powrót do rzeczywistości - "angielska pogoda" powróciła i poranek przywitał nas rześkim deszczem. Kiedyś tak bardzo lubiłam deszcz, szczególnie ten cieplutki, majowy. Taki, który pozwalał zdjąć buty, rozpuścić włosy i na zroszonej łące zapomnieć o wszystkim, tylko poddać się milionom spadających maleńkich kropelek... Teraz ta prawie codzienna szarość dnia potrafi przytłoczyć i zniechęcić do wszystkiego.






Zgodnie z obietnicą mimo deszczowej pogody, która uniemożliwiła nam wspólny rodzinny wyjazd z dzieciakami do zoo, wzięłam się za powolne przygotowania domku do Wielkanocy.
Dzisiaj to na tyle, do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz